Historia mody wrysowana w dłonie…

To wpis o miłości. O miłości, która jest ze mną od jakichś 30 lat. A ponad 20 na serio.
Miłość do kostiumologii. Historii mody. Historii ubioru. Nazwijcie jak chcecie.
Nie wiem jak ani kiedy się zaczęło. Co było iskrą? Film o Sisi z Romy Schneider? Przeminęło z wiatrem? Może bajki dla dzieci z księżniczkami? Nie wiem. Wiem, że od dziecka podkradałam mamie długie spódnice i chodziłam w „sukniach z trenem”.


Ponad 20 lat temu przeprowadziłam się do Warszawy. Z jej ogromem antykwariatów i bibliotek. I od tego czasu możemy liczyć, że moja miłość jest na serio.
Bo zaczęłam mieć dostęp do większej ilości książek. Wiecie, że na Gutkowską-Rychlewską były zapisy w antykwariatach? Półtora roku czekałam na telefon, że jest. A teraz, w dobie internetu, niemal wszystko mamy od ręki.


Na pierwszym zdjęciu mój zbiór książek. Tak, z ostatnich 20 lat. Przy czym czterech na nim nie ma, leżą przy łóżku. Macie tu jeszcze trochę współoprawnych roczników dawnych pism i kawałek półki, gdzie leżą luzem różne. Do secesji.

Drugie zdjęcie to segregatory. A w nich – wykroje. Nic współczesnego. Połowa z nich to wydruki ze zdigitalizowanych teraz zbiorów. Druga połowa z czasów jak biblioteki dopiero zaczynały marzyć o digitalizacji, kiedy miałam organoleptyczny dostęp do pism. I w większości przypadków pozwolenie na przerysowanie wykrojów. Tak – siedziałam godzinami w bibliotekach i przerysowywałam wykroje na papier półpergaminowy. I przepisywałam ręcznie opisy. I rysowałam ubrania bo nie można było kserować.
Ta sterta luzem to pisma z modą z okresu Art Deco.


Ja mam dawną modę wyrysowaną w mózgu. Wypisaną na dłoniach. W każdym ruchu ręki.
Kiedy patrzę na stare ubranie rozkładam je w umyśle na czynniki pierwsze. Wiem w jakiej dekadzie to ramię, ten szew, ten rękaw, ta zaszewka.


Nigdy mi nie jest dość. Książek, czasopism, a przede wszystkim – wiedzy. Uczę się ciągle. Ciągle czytam. Ciągle oglądam. Ciągle odkrywam nowe zdigitalizowane zbiory bibliotek całego świata – i to jak Gwiazdka, za każdym razem. Za każdym razem radość, że będę wiedzieć więcej. Że się nauczę czegoś nowego. I dodam kilka wykrojów do mojej kolekcji papierów.


Czasami sobie myślę, że tak na logikę – to głupie szmaty i kogo obchodzi jak były krojone. Ale logika nie ma tu nic do gadania. Tu mówi serce.
A rozum dochodzi do głosu, gdy opowiadam o tym co kocham. Gdy piszę artykuły. Gdy organizuję warsztaty. Gdy piszę dla Was posty. Sprawdzam i analizuję.
Ta strona… Dla was niech będzie źródłem wiedzy o modzie XIX wieku (z przyległościami), bo w tym się specjalizuję. Dla mnie to miejsce gdzie mogę podzielić się szczęściem.
Na ostatnich zdjęciach książki z wykrojami. Wykrojów nigdy za dużo. Wish-lista jest długa.

Dodaj komentarz