Nie tylko w pismach fryzjerskich, ale niemal w każdym z modą z tego roku – fryzury, głównie wyjściowe – zdobione były grzebieniami. Reprezentowały one cała gamę typów, materiałów i kształtów.
O materiałach więcej może opowiedzieć Kasia Fistasia, która ma największą kolekcję grzebieni w Polsce. Klękajcie narody, bo tam cuda. W każdym razie mnie wystarczyło zobaczyć kilka sztuk tych skromniejszych, na żywo, żeby dostać ślinotoku.
Kształty podpatrzycie na obrazkach.
A ja wam zrobiłam kompilację tego, jak je nosić.
Zacznijmy od tego, że chociaż zdarzały się małe grzebyki, to jednak wciśnięcie na nie nie kapelusza mogło uszkodzić te delikatne ozdóbki. Raczej noszono je do fryzur wieczorowych, do teatru i przy tego typu okazjach. Podejrzewam, że widywane czasem przy kapeluszach mogły pełnić funkcję albo ozdoby kapelusza, albo gdy zdejmowano kapelusz, wpinano grzebień we włosy.
Wracamy do upięć.
Ilustracja 1: absolutna klasyka – robimy kok nad karkiem i wpinamy weń grzebień od góry. Lub pod skosem.

Ilustracja 2: tu już proszę państwa zaczyna się fantastyka…

Ilustracja 3: …ponieważ grzebienie nie zawsze miały klasyczny kształt czyli ozdobna góra i jakieś ząbki do trzymania tego we włosach. Czasem pojawiają się, tak jak tu, przepasko grzebienie, a czasem…

Ilustracja 4: … dziwadełka. Rodzą się pytania: czemu ona nosi tę przepaskę tył na przód? Ten snopek to po ile? Albo czy można nosić kok w koszyku? Można.

Przykłady grzebieni:




A na koniec jeszcze dwa małe japońskie – w sam raz dla mojej niewielkiej ilości włosów. Na jednym żuraw stojący – poznajecie? Zapewne rytowany lub malowany – jest pokazany na reklamie firmy Bonaz na ilustracji, którą dałam ciut wyżej. Dwa różne pisma, dwa style rysowania – ale niewątpliwie to ten sam! Na dolnym – grzebień wyrzezany w formie lecącego żurawia.
